patoempatia

Wyostrzyłam się na odczuwanie emocji innych ludzi. Patologicznie. Czasami czuję się wręcz zainfekowana cudzymi uczuciami.
Wyraźnie czuję mieszankę obcej niepewności, zdenerwowanie i niezadowolenia, gdy tylko osoba nimi przepełniona wchodzi do pokoju. Widzę jak otaczająca ją gęsta chmura gradowa sukcesywnie zalewa pomieszczenie szaro-czarną kłębiastością, a ja nie potrafię tego rozwiać, żadnym słowem ani gestem. Innym razem czuję, jak przygaszenie rozpełza się w fotelu obok. Rozmglony na krawędziach glut oplata siedzenie, oparcie, poręcze  i nawet nie tyle gasi - bo to wymaga zdecydowanej, ukierunkowanej akcji i siły- co tłumi i przygasza blask wszelkiej pozytywnej energii z zewnątrz. Czuję rozedrganie i zaniepokojenie człowieka, który utknął w niekomfortowej sytuacji i nie wie, jak z niej wyjść, bo wygląda jak spętana zwierzyna, znacząca otoczenie plamkami emocji.  Równie mocno cudzą determinację i chęć do działania. Siłę, która przypomina drewniany taran. Rozpycha powietrze dookoła, kondensuje atmosferę, roztacza przyjemną wibrację.
Niestety brak bariery między mną a stanami emocjonalnymi innych ludzi zaburza moje własne bycie.
Sama też staję się coraz mocniejszym emiterem. Wyraźnie widzę skutki rozsiewania wokół uczuć i  wywoływania określonych stanów wokół mnie. Pół biedy, gdy mówimy o radości i chęci życia. Te ładnie rozpromieniają. Niestety zmęczenie i obniżony nastrój wyczuwalnie nastrojowo zmniejszają stan energetyczny otoczenia. Do niedawna nie siałam nimi aż tak intensywnie,abstrahując od tego, że w towarzystwie zazwyczaj ich nie miewałam.
Zastanawiam się na ile ta dwukierunkowa swoboda przepływu jest korzystna. Brak tłumienia zarówno odbierania, jak i wysyłania emocji nie wydaje się przesadnie zdrowy, za to nieco obciążający. Z drugiej strony rajcuje mnie ten poziom empatii.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Reaktywność to jeszcze nie empatia.

Saevitia pisze...

Nie ściągałabym tego tylko do reaktywności, choć bez wątpienia jest tu jednym z fundamentów.

Prześlij komentarz