nieważnostki

Zgubiłam gdzieś dawno temu rytm, frazę i słowa. Bez nich myśli poszarpane, rozlane, bez kształtu.
Mam coraz mniej do powiedzenia, bo zbliżam się do zobaczenia rzeczywistej wartości zaburzenia ośrodka. Rzeczywistej niewartości.
Kiedy sama słucham cudzych potoków, kiedy wchodzę na tereny wylewowe i taplam się trochę mimowolnie, a trochę dobrowolnie w wodach o ograniczonej ważności, czasem nawet mam przejściową ochotę asocjacyjnie coś dodać, ale zanim podejmę wysiłek przebicia się, zamilczam się w środku, przeniknięta poczuciem braku znaczenia. Dawniej mogłam rzygać lub bawić się fatyczną funkcją języka, teraz po prostu obojętnieję.

Sama też czasami paplam bez sensu, ale z ładem i składem, bo lata miłowania formy zostawiają niewielki ślad na ustach, który pomaga modulować dźwięki, by płynęły ładniejszymi, zwartymi strugami. I płyną przeze mnie słowa ulotne, szyte na miarę chwili, dla wypełnienia czasu i z misją poruszenia na chwilę cząsteczek powietrza nieruchomiejącego przed nadciągającą letnią burzą. Przeskakuję wtedy po grzbietach fal opowieści i śmiechu, by szybciej dotrzeć do punktu rozstania i zanurzyć się w kojącej ciszy.

Cisza jest taka miękka i przytulna.


Tyle że wciąż trochę martwi mnie stare przyzwyczajenie do odliczania czasu przy pomocy słów. Mam wewnętrzne przekonanie, że człowiek, któremu kończą się słowa, umiera. Bierze się ono stąd, że zbyt mocno żyję w materii języka. Chociaż już tego tak nie czuć, już tego tak nie czytać, już tego tak nie słychać, to żyjąc, przegryzam się właśnie przez tkankę słów - podstawowy nośnik znaczenia.
Człowiek, który milknie nie może dłużej snuć swojej opowieści. Człowiek, który milczy, coraz bardziej odrywa się od ogólnoludzkiego kontekstu.


Cisza taka otulająca i uśmierzająca.

(Znam bardzo niewielu ludzi, którzy pojmują i czują, że kiedy mówię "język", obejmuję nim całe poznanie i każdy możliwy opis, że kiedy mówię "opowieść", to zawieram w nim każde działanie, decyzję, zdarzenie, życie, kiedy mówię "kontekst", myślę o kompletnej sieci wszystkich zależności, nawet jeśli sama dotykam tylko kilku jej nitek. A kiedy mówię "słowo", odnoszę się do tworzenia znaczenia.)

Myśli niewarte słów.

Cisza taka bliska.