trzaśnięcie


Wszystko tnę na nierówne odcinki dnia i nocy.
Czas z tasakiem w dłoni pomaga odmierzać z umiarkowaną regularnością:
ciemno i jasno
sennie i bezsennie
gorzko i słodko
łagodnie i gwałtownie
ostro i mgliście
absurdalnie i logicznie
dusząco i przejrzyście
kolorowo i monochromatycznie
Wydzielam kawałeczki rzeczywistości.
Większa porcja dla ciebie. Mniejsza dla nieciebie.
Największa dla mnie.
Wbij tasak w drzwi i wyjdź z pokoju tego snu.

odnotowane


Ludzie w znakomitej większości nastawieni są na przekaz, nie na odbiór.
Wyjątkowo rzadko zdarza się sytuacja, w której dwie osoby prowadzą dialog wyważony, którego pełna istota nie leży w każdym z rozmówców z osobna, a w przestrzeni pomiędzy nimi. Tym właśnie charakteryzują się prawdziwe rozmowy - interlokutorzy potrafią częściowo uwolnić się od samych siebie i skupić nawet nie na drugiej osobie, co na celu dyskusji. Tutaj tkwi pierwsza przyczyna problemów komunikacyjnych - ludzie nie mówią o tym samym.
Każdy z osoba wypluwa z siebie słowa, nie zwracając uwagi na treść, która przed chwilą została przekazana.
I tak dochodzimy do drugiego powodu - na wpół świadomego przeświadczenia o tym, że JA mam do powiedzenia coś o wiele ciekawszego czy bardziej wartościowego. Czasami się zastanawiam, ilu ludzi, po wysłuchaniu czyjejś opinii i wygłoszeniu własnej tyrady, byłoby w stanie powtórzyć to, czego rzekomo słuchali trzy minuty wcześniej.
Inną kwestią jest to, że często ludzie naprawdę nie mają nic do powiedzenia. Mówią, bo do tego przywykli. Mówią, bo tego wymaga sytuacja, konwencja, dobre wychowanie. I wreszcie mówią nie po to, by przekazywać informacje, a po to by budować relację emocjonalną. Tutaj kluczową rolę odgrywa odpowiedni dobór rozmówców - muszą być konguerentni i komplementarni. Jeśli obie strony zgadzają się na taką formę wymiany zdań, wszystko pozostaje w najlepszym porządku.
Kolejnym problemem jest, jak sądzę, koncentracja. Ludzie mają problemy z czytaniem długich tekstów, bo wymagają od nich skupienia uwagi (ten przykład w związku z zasłyszaną dziś informacją, że w zeszłym roku 2/3 Polaków  nie przeczytało ani jednej książki). Szybko się nudzą. Potrzebują zmiennych bodźców. Taką mamy naturę, ale myślę, że poziom rozproszenia będzie coraz większy. Zdolność skupienia uwagi coraz gwałtowniej kurczy się w czasie, co wynika w dużym stopniu z oferty serwowanej przez otaczający świat. Nie zamierzam narzekać na media, pośpiech i szybki dostęp do informacji :) Nietrudno jednak zauważyć tendencje w przekazywaniu codziennych informacji np. w sieci - coraz krótsze teksty, więcej zdjęć i rosnąca dominacja filmów (notkę zawierającą analogiczną informację byłabym w stanie przeczytać kilkakrotnie szybciej, a korzyści z wizualizacji pewnych zjawisk są na ogół znikome). Ten przykład można rozszerzyć na większość sfer życia – wszędzie gładkie powierzchnie z wysoką częstotliwością odświeżania (odzwyczajamy się od ciągłości). Wystarczy je omieść spojrzeniem i popędzić do następnej.

A w ramach podsumowania jedno pytanie:
ile jest w sieci blogów?
Wszyscy mamy coś istotnego do powiedzenia...

Powoli tonę w ogromnym oceanie światła.

|| czysty zapis myśli po i przed || nie chce mi się zmieniać nawet przecinka ||


|| czas - kiedyś || miejsce - chybajawa ||

dzień
Ciężkie stalowe niebo wisi nad głowami. Czekam cierpliwie, aż wyleje wszystkie swoje żale. Aż obmyje umysł z lepkich myśli łączących nas z rutyną. Nas - doskonałe zespolenie w tłumie.
Niebo ma kolor deszczu. Pierwsza kropla spada na usta, ale nie tak poznaje się smak nieboskłonu.

noc
Rozbłyski nicości. Czym jest odkrycie? Supernową na firmamencie znużenia. Nie masz już czasu. Musisz dać się rozszarpać. Skrawki myśli, plasterki rozpaczy mojego ciała. Wybuch - jeśli się uda - pociągnie kawałek wszechświata do innego wymiaru. Zniszczysz, bo w przyrodzie i w umyśle musi panować równowaga. (Zapłacisz później szaleństwem.) Łza rzeźbi rysę w lodowym posągu. Jak mogłaś tak się mylić?
Następuje dzień drugi - drugie przebudzenie. Od teraz czas zacznie przyspieszać. Strzałę czasu wystrzeliłaś ze swojej podświadomości i żaden paradoks cię nie uwolni. Zmierzasz prosto w kierunku katastrofy.  Siedem dni czy tryptyk?
Smukły wąż szumiących traw pieszczotliwie oplata szyję. Gestem kochanka kusi - zerwij jabłko szybciej. Wcześniej!
...ceną jest zawsze koniec świata - szept zamiera w kroplach deszczu...

o

opętana zapachami

jeśli*


Czasami staję się tak prosta w opisie, że większość podstawowych modeli może wspomóc wyobraźnię w zrozumieniu.

Ogromne wahadło porusza się w rozległej przestrzeni. Gdy pojawia się świadomość zdolna do wydobycia się z pozornie hermetycznego wnętrza, oscylacje już trwają. Wybicie ze stanu równowagi musiało nastąpić wcześniej, ponieważ na granicy poznania rysuje się od razu niespieszny ruch w pustce. Równomierność i stateczność ulega nagłemu zaburzeniu. Niespodziewane dopaminowe przyspieszenie. Już po chwili wyciszenie, które tłumi doznania tak silnie, że w świadomości rodzi się lęk - za chwilę wszystko się zatrzyma. Przypływ adrenaliny jest tym, co przerywa zamieranie. I tak bez przerwy. Szaleńczy bieg po biochemicznych szlakach. Myśl dodatkowo zaburza układ. Rozbija prostotę, wdziera się w pęknięcia struktury wahadła. Wybiega w przestrzeń i wraca przestraszona. Wciąż gdzieś się gubi. Czasami odnajduje drogę po latach. Kuli się osamotniona w nieodkrytych dotąd złożonościach konstrukcji.
A raz na jakiś czas doprowadza do wypadku.
Krańce wahadła wyostrzają się. Świadomość nabiera kształtów, scalając się w pełni z naczyniem mojego ciała. Ostrze zawisa nade mną, a ja nie muszę nawet patrzeć w górę, by wiedzieć, że nieustannie się obniża. Nieuchronnie się zbliża. Zsynchronizowane z metalicznym biciem serca. Świszczące beznamiętną obojętnością. Czas się rozwleka.
Ostrze gładko muska skórę głowy. Kolejne wahnięcie. Tępo zatapia się w czaszce. Odchyla się lekko wytłumione i wraca. Coraz niżej. Coraz głębiej. Coraz wolniej. Wnika w struktury. Penetruje. Tnie.
Krew zmieszana z płynem mózgowo-rdzeniowym spływa po twarzy. Chciałabym ją zetrzeć, ale natychmiast pojawia się obraz odciętych palców. I tak zaraz przestanę widzieć i czuć. Oszalałe myśli pomalutku zamierają.
Cisza.
Ostatnia myśl -
- Jeśli  wahadło powróci do stanu równowagi i w nim pozostanie, nastąpi koniec.

-----------------------------------------------
Zanotowane chwilę wcześniej na skrawkach...

naznaczona czasem - niecierpliwa, nieuważna. leczyć się trzeba z pośpiechu
moje dzisiejsze zogniskowania uwagi mają smak mandarynek. nie mogę zidentyfikować smaku rozproszeń...

*to już dwa warunki pod rząd; może warto pomyśleć o chwilowym zabsolutyzowaniu się

-------------------------------------------

Jeszcze wczoraj miałam dopisać jedno skojarzenie – z „Czasem Apokalipsy” i ślimakiem pełznącym po krawędzi brzytwy. W kontekście innych ślimakowych powiązań wyobrażenie ma zawsze taką samą postać:

Ślimak rozwarstwiony brzytwą światów miękko się zanurza,
niczym okręt wolno idący na dno. Śluz izoluje krew.
(nota bene krew ślimaka zależnie od gatunku jest bezbarwna, niebieska lub czerwona.)

2. Z kilku modeli przedstawiających krótką myśl wybrałam najprostszy i najbardziej okrojony. Przez moment łudziłam się, że zaczynam doceniać prostotę, ale nie. Wybrałam go ze względu na rozłupaną czaszkę. Znamienne.

papierowe miasto


Przyglądam się miastu. Budynki wydają się takie nietrwałe, zupełnie jakby były wykonane z tektury. Dotknięcie szarej ściany domu wyrastającego ponad pozostałe wytrąci ulicę z równowagi i zachwieje nią aż po fundamenty. Dekoracje marnej jakości rozsypią się u moich stóp prawie bezdźwięcznie. Jedynie zmięty papier zaszeleści cichą skargą. Za moimi plecami pozostały lustrzane powierzchnie wieżowca - szklanej figurki, którą mogę zamknąć w dłoniach lub zbić jednym nieuważnym ruchem. Tuż obok mnie przejeżdża czerwony tramwaj. Przecież wystarczy go delikatnie pchnąć i przewróci się jak dziecięca zabawka. Z wnętrza wysypią się niedokończeni ludzie i poobijają miejscami wytartą szarość asfaltu.
Z popękanego nieba spadają postrzępione płaty przybrudzonego śniegu. Zwizualizowane pragnienie podpowiada mi, że są elementem wyrwanym z przyszłości -
w nieodgadnionym 'kiedyś' przechodzę po raz ostatni ulicami centrum i rzucam za siebie zapałkę. Gdybym wróciła, zobaczyłabym tylko wszechobecny popiół i pył opadające niespiesznie niczym płatki popielatego śniegu w pochmurny dzień. Aż po szarzejący w oddali horyzont zdarzeń rozciągałaby się pusta, niezmącona fluktuacjami możliwości przestrzeń .
Na razie jednak tło codziennej egzystencji pozostaje nienaruszone. Nie wnikam w pomiętą przestrzeń i zagięcia czasu. Patrzę na swoje odbicie w szybie i zastanawiam się czy ja też jestem tylko elementem scenografii, który – w razie pożaru – będzie niemrawo tlił się w tle. Czy moje serce jest jedynie pogniecioną kartką - zniekształconym żurawiem trzepocącym rozpaczliwie zdeformowanymi skrzydłami w klatce piersiowej? Jeśli tak, to wystarczy jeden ruch dłoni nieznającej zwątpienia, który przeniknie kruchą zaporę żeber. Palce zacisną się na drżącym w ostatnim uderzeniu papierowym ciele ptaka, a ja w ostatnim oddechu wydalę z krwioobiegu całą tęsknotę.
Jeśli.

----


Ludzie o twarzach poszarzałych od myśli otwierają okno nowego dnia. Drżącymi rękami podnoszą do ust kubki i wypijają jednym haustem porcję porannych złudzeń. Mdły wywar z granulek snu i liści sensu parzył się bezproduktywnie rozcieńczony czasem. Nic już nie pomaga. Zmęczony doświadczeniem organizm zneutralizuje każdą porcję nadziei.
Zrezygnowani patrzą w lustra i przemywają twarz letnią wodą bezmyślności. Na wysuszoną życiem skórę nakładają grubą warstwę kremu rutyny, który pozornie koi zmysły. Ostatni blask emocji tlący się w oczach gaszą ciężką zasłoną powiek.
Wychodzą.
Wchodzą.
Zamykają okno.

----

Zapisałam rano powyższe słowa, po czym z lekkim niepokojem jeszcze raz spojrzałam w lustro.
Ale nie.
Teraz już wiem na pewno, że nie.