przestrzeń


Brak mi przestrzeni. W tym całym, ogromnym Wszechświecie nie wystarcza dla mnie miejsca. Wciśnięto mnie między ciężkie budynki, rzucono na rozgrzany asfalt, zmuszono do oddychania tym samym powietrzem, co inne białkowe organizmy z prawoskrętną helisą.
Chyba niechcący wyraziłam moją potrzebę samotności na prywatnym odludziu.

...może już wkrótce...

Pozostało mi na szczęście jeszcze jedno antidotum. Kiedy patrzę w błękitne niebo, zapominam choć na moment o napierającym zewsząd otoczeniu.
Tylko ja i niezgłębiona przestrzeń.
Uwielbiam chwilę, w której wszystkie przyziemne myśli ulatują. Pozostają wyłącznie najistotniejsze pytania i moje poplątane drogi, na końcu których powinnam znaleźć odpowiedzi.
Nieważne, że magia tej chwili umknie zaledwie po ułamku sekundy. Zniknie wraz z pierwszą przeszkodą, z pierwszym niepokojem, z pierwszym zwątpieniem. Po raz kolejny zostanę sama z niepewnością. Bezbronne, zdezorientowane dziecko, które zapragnęło Wiedzieć, rozumiejąc, że to nie jest możliwe. Nie jest w stanie wyobrazić sobie rozmiarów swej niewiedzy, ponieważ ta jest bezgraniczna.
A jednak magia nie znika. Ona się zwyczajnie zmienia i przekształca.
Nawet jeśli drogi nie zdążą mnie doprowadzić do właściwych odpowiedzi, to i tak warto dalej podążać szlakiem.

Brak mi przestrzeni. Jak to możliwe, skoro bez przerwy czuję się taka maleńka i nieważna w skali tego nieuświadomionego ogromu...?