barbaryzmy językowe i nonsensy logiczne albo inwentaryzacja

Mam defaultowo wszytą w duszę* podszewkę smutku i patologicznie szczęśliwy mózg.


*mocno wątpliwą kwestię posiadania czy raczej nieposiadania duszy na prawach licencji poetyckiej pozwolę sobie pominąć.

.

Z upływem czasu ubrania coraz bardziej przesiąkają wspomnieniami.

kontekstowość

Lubię te momenty, gdy myśli przepływają swobodnie, a ja kontekstowo postrzegam rzeczywistość. Bardziej równoczasowo postrzegam pasma aspektów. Równocześnie i świadomie czuję bodźce docierające z zewnątrz, rozplatam i czuję swoje emocje wewnątrz i myślę o paru kwestiach z całą asocjacyjną otoczką, a na tym nadbudowuję rozmowę i to jest poziom, który rodzi pewne komplikacje.

Porządkowanie myśli przy pomocy słów jest linearyzacją i redukcją wymiarów. Spłaszczone myśli ułożone w szeregach zdań tak bardzo nie oddają procesu myślenia i sposobu postrzegania, o samej rzeczywistości nie wspominając. Nie znajdę dla tego formy, poza rozdzielaniem i utrwalaniem fragmentów, co przypomina mi  przygotowywanie preparatów anatomicznych. Niby można się lepiej przyjrzeć, ale traci się jakże istotny aspekt żywotności.

Jeśli mam się sprawnie komunikować z ludźmi, muszę się w większym stopniu skupić na wyborze i wyostrzaniu poszczególnych pasm, bo jednak głównie rozszerzam zakres świadomie myślanego, czy odnotowywanego. Tymczasem ciągle mam problem z niezbędnym przy artykułowaniu myśli w rozmowie akcentowaniem pojedynczych odnóg , któremu nie towarzyszyłoby zamazywanie obrazu całości myśli, tym bardziej że to układ dynamiczny. Rozmowa mnie ogniskuje, ale już nie wprowadza tak silnego elementu porządkowania jak pisanie (kwestia tempa i mniejszych dystrakcji). Problem z ciekawą dyskusją jest taki, że pojedyncze zdania wybuchają w głowie, zostawiając kilka-kilkanaście iskier, z których każda może być i czasami jest początkiem nowej ścieżki myśli. Zostaję więc z kilkunastoma rozgałęzieniami, a świat, ja, rozmówca i rozmowa pędzą dalej, więc muszę szybko redukować. Wyzwaniem jest robienie tego sprawnie i precyzyjnie, by nie amputować czegoś ciekawego. Byłoby na pewno łatwiej bez wprowadzania spowalniającego elementu świadomości. Łatwiej, niepełniej i nieciekawiej.

Fascynuje mnie przebieg procesu myślenia u innych ludzi. Chyba nawet bardziej od tego, co myślą (bo to mieszanka rzeczy wartościowych, śmieci i rzeczy pośrednich), interesuje mnie to, w jaki sposób myślą i jak to się zmienia w zależności od zewnętrznych i wewnętrznych warunków. Wyjątkowo nie obchodzi mnie to z neurofizjologicznego punktu widzenia (bardziej z konieczności niż z wyboru, bo raczej nie dożyję dnia, w którym ta dziedzina wyjdzie z powijaków i umożliwi zrozumienie złożonych zależności  na kilku poziomach - od biochemii przez funkcjonowanie pojedynczych neuronów po współzależności między nimi). Interesuje mnie to na poziomie autoodbioru i opisu.

Nota bene ciekawe też jest, w jaki sposób taki sposób myślenia jest sprzężony z hipertekstualnością świata (ograniczam do czasu i miejsca, w którym żyję). Czy sto lat temu w Europie proces myślenia był nieco bardziej ciągły a nie tak bardzo rozproszony i wielowątkowy? I zupełnie uogólniając, jak zmienia się sposób myślenia w funkcji kultury (w tym języka) i czasu?