burza...


...rozpętała się na dobre. Już nic nie jest w stanie przerwać rozpoczętej walki. Za późno.

Dopiero teraz dostrzegam, co się dzieje. Władzę nade mną próbują przejąć skrajnie odmienne postaci. Zmieniam się. Nastroje są tak chwiejne, zbyt szybko następują po sobie. Silne osobowości, które nie wiadomo kiedy narodziły się we mnie (a może były tylko uśpione...) usiłują zdominować ciało i umysł.

Prędzej czy później ktoś przegra. Smutne. Lecz gdy to się stanie, będzie także zwycięzca. Ktoś więc pozostanie. Pocieszające.

Nie mam zamiaru usuwać rozkładających się zwłok z mojej świadomości, dlatego muszę szybko znaleźć sposób na zawarcie pokoju, a przynajmniej podpisanie paktu o nieagresji. Chociaż wątpię, by plan się powiódł.

Ja jestem jedną ze stron. Coraz bardziej poszkodowaną przez pojawienie się nowych. A jedna z nielicznych cech, które nas łączą to wola walki, pragnienie zwycięstwa i potrzeba wyłączności.

Drogę rozświetlają nieliczne błyskawice, ale burza wkrótce przerodzi się w huragan. Oby nie spustoszył zbyt wiele...