*

Stepy we flamenco są dla mnie formą medytacji.

?

Czy można być lepszym człowiekiem, nie nosząc w sobie obrazu lepszego świata?

wróćmy do mnie, skoro świata i tak nie ogarniam

Nocne niebo ma dziś ten szczególny pomarańczowo-brunatny kolor brzemienny śniegiem. Zima niesie w sobie brudną jasność dla nocy, jakby rekompensowała niedostatek światła za dnia. Niepostrzeżenie wdmuchnęła cieniutką warstewkę białego pyłu na balkon, aż muszę wyjść boso, by poczuć nieprzyjemną wilgoć i scalić wzrok z zimną rzeczywistością czucia.


Jest wieczór, a ja jestem w domu. Wieczór bywa w moim domu dużo częściej niż ja i nawet zaczęłam mu trochę zazdrościć. Był czas, kiedy bardziej byłam, ale mniej żyłam. Ostatnio jestem dzianiem się, wydarzam się wciąż od nowa, bez przerwy. Jestem w ciągłym ruchu, jestem ciągłym ruchem i jeśli czas jest ruchem lub chociaż jest związany z ruchem, to bardzo bardzo szybko się starzeję (to nawet dobrze, bo wypadałoby się zdążyć choć trochę zestarzeć przed śmiercią). Im bardziej ograniczają mnie ściany zdarzeń, tym mniej jestem. Im więcej doświadczeń, tym mniej czasu na ich przetwarzanie, a ja się coraz bardziej wysycam i osiągam plateau przeżycia, tłumacząc sobie wciąż od nowa, że przecież tyle jest jeszcze do zrobienia. Robię te wszystkie rzeczy, które chcę lub zawsze chciałam robić. Kobieta, którą jestem na co dzień, przebiła tę, którą chciałam być, będąc dzieckiem (ale od zawsze cierpiałam na brak wyobrażenia odpowiednich ideałów i całkowity brak wyobrażenia raju).
Mogę, jeśli chcę, zatrzymać się, i tak pewnie zrobię, by wreszcie zacząć być. Nigdy wcześniej nie mogłam tyle, ile mogę teraz i trochę przeraża mnie ta łatwość kreacji życia. Po prostu mogę i po prostu robię i - o  zgrozo - otrzymuję więcej niż oczekiwałam.

Tylko świadomość jednego braku uporczywie towarzyszy. Tylko jedna otchłań macha do mnie, ilekroć spojrzę, a patrzę często, choć to niczego nie zmienia. I tylko tego będę żałować.
A żal jest trucizną.


małość

Widzę kanciaste ramy swoich ograniczonych myśli. Widzę wycinkowość postrzegania i wiem, że nie starcza mi istoty szarej i wyobraźni. I żaden reportaż, żadna kropelka świadomości, żadne przestrojenie na przekaz cudzej historii tego nie zmienią. Klapka za klapką ciasno, coraz ciaśniej.
Nie widzę świata. Nie widzę ludzi.
Ledwie miga powidok iluzoryczności.

Jakim małym trzeba być, żeby człowiek sam sobie wystarczał, żeby człowiekowi wystarczał maleńci wycinek otoczenia. A i tak postrzeganie nawet tego skraweczka kanciaste i niepełne.
Uwiera mnie ta ciasnota.


Wszystko (a prawie nic, prawie nic) przeze mnie przepływa i od razu maleje i karleje skażone moją małością i ograniczeniem. Zmieniam kształt informacji, wciskam ją w wąskie kanały, starymi myślami zmieniam strukturę informacji. Na wejściu różnorodność na wyjściu co najwyżej podbarwiona czuciem ciastolina.
A w oddali i tuż obok miliardy zdarzeń, miliony sytuacji, nigdy nie dotkniętych nibynóżką świadomości.

..

ściągnięcie uczuć do jednej myśli..

będę potrzebowała rudoczerwonej szminki, żeby przetrwać ten dzień

.

Everything started when Dagny was dancing