lia


Powietrze gęstnienie w lejącą masę, za niedościgniony wzór przyjmuąc skondensowane mleko, ale zamiast mglić się i wstężyście wić, zacieśnia przezroczyste kręgi i krępuje ciało. Na peryferiach świata jest za to tak rozrzedzone, że prawie nie ma czym oddychać, co nie dziwi, ponieważ w przyrodzie coś nie bierze się z niczego. Z niczego powstaje co najwyżej nic, chyba że jest się bogiem lub udaje, że się jest. A ja chwilowo sobie nie uzurpuję. Zgubiłam pierwiastek boskości, jak te wszystkie drobiazgi, które rozrzucam wokół siebie, by prędzej czy później wypadły poza słabe pole grawitacyjne mojej własności. Jeszcze nie wiem czy rozsiewanie przedmiotów ma więcej wspólnego z posesywnością i chęcią zajęcia przestrzeni czy z chorobliwym brakiem przywiązania.

Bestia niespokojna jak przed burzą. Przechodzi, przeplatając swoje łapy z moimi rękami, lawiruje wokół klawiatury, łasi, jakby przypadkowo trącając, bo przecież nie zniżyłaby się do okazywania jakiegokolwiek przywiązania wprost. Ja też nie głaszczę, nie drapię, dopuszczając pozorną mimowolność.

Mam ochotę poczuć smak, ale moje ciało usztywnia się na samą myśl o wchłonięciu jakiegokolwiek pokarmu, więc przeszukuję szafki kuchenne w poszukiwaniu zawieruszonych przypraw, żeby przygotować czwartą kawę o smaku innym niż kawa. Kończy się na wanilii, bo przecież zrobiłam porządki świąteczne, więc na kilka chwil koniec z zawieruszeniami. Wanilia rozmarze mnie już zupełnie, czego nie należy mylić z rozmarzeniem. Obłoki są obłe jak niektóre robaki, a przy bliskim kontakcie śmierdzą i oblepiają wilgocią, więc trzymam się od nich z daleka.
Z daleka z daleka z daleka.
A od czego ja się nie trzymam z daleka?

taksja


Staję się stworzeniem natychmiastowym, bytem teraźniejszym, spierwotniakowanym, z wdrukowanym najprostszym schematem działania:
akcja-reakcja,
bodziec - odpowiedź,
aspiracja - inspiracja - ekspiracja.
Pamiętam czasy, gdy byłam napęczniałym boa pochłaniającym więcej niż można strawić. Wypełniały mnie przelewające się, intensywnie reagujące, fermentujące masy informacji. Ich resztki wydalałam po wchłonięciu wartościowych składników i trujących substancji. Niejednokrotnie brudna, skażona, zależna od tego, co przyswoiłam, czułam się obco w sobie, ale zachowywałam silne poczucie dotykania istoty spraw. Ocierając się o sedno, zyskiwałam potwierdzenie bycia głębiej, a stąd już tylk krok do przeżycia.
A teraz? Przez zawężone kanały percepcji odbieram sterylny błysk informacji wysłany przypadkowo przez nigdyniegasnące morze światła. Natychmiast spluwam odblaskiem w czarną dziurę świata, żeby nie rozproszyć kilku marnych kwantów refleksji. Czysto, antyseptycznie, antysceptycznie. Bez brudu, bez gnicia, bez cienia wątpliwości.
Dysponowałam wiedzą pozwalającą się ostrzec.
Mogłam się wystrzec.
Powinnam była się ustrzec.

str.anger


Wyniosłam się ze świata perfekcyjnie sterylnych pomieszczeń, z przestrzeni geometrycznego bieloszkła. Uciekłam, opuściłam, porzuciłam wyszłam, a moje wydostawanie się było de facto schodzeniem, bo jak powszechnie wiadomo, kręgi piekielne leżą na obrzeżach gigantycznego leja. W jego wnętrzu można wypadkowo przemieszczać się tylko w jedną stronę, więc z każdym kolejnym osiągniętym dnem, obręcz po obręczy zsuwałam się coraz niżej. Zsuwałam... Jak dotąd bezładnie spadałam, połykając przerażenie i ciemność, dławiąc się bezradnością. Dzisiaj raz pierwszy znalazłam czarno-białe stopnie prowadzące na następny poziom. Dobrowolnie weszłam w  niewiadome i na końcu schodów, w ciasnej klitce, znazłam drzwi.
Uchyliłam
i
spojrzenie więzione w krótkowzrocznej klatce zamkniętych, złudnie przestronnych pomieszczeń  od razu sięgnęło horyzontu. Granatowe niebo w miejscu styku z ziemią zabarwiło się ciemną, pulsującą czerwienią. Wystrzelone z cienkiej linii ognia purpurowe żyłki poprzecinały firmament. Naprzemiennie jarząc się i gasnąc, podświetliły popękaną kopułę niepokojącą poświatą, odzwierciedlającą niespokojny rytm moich myśli.
Skupiona na swoim wnętrzu, zogniskowałam wzrok na tym, co bliskie.. A tu.. tuż pod stopami gęsta trawa, której każde źdźbełko płonie, ale nie spala się. Płomyki tańczą hipnotycznie, falują poruszane wiatrem prawie tak gorącym jak mój oddech. Drżące języki ognia powlekają wszystkie powierzchnie.
Świat wokół mnie płonie.
Gdzie nie spojrzę, wszystko płonie.
Kiedy spojrzę, wszystko płonie.

,


Budzę się rano i nawet włosy mam niewyspane.
,
Istnieję już prawie wyłącznie w subprzestrzeniach.
,
Brak czasu to błędny konstrukt myślowy.
,
/16:27/
Budzę się rano i gadam głupoty.

krawędź pogorzeliska


W codziennym życiu czasami jestem bardziej podporządkowana prawom estetyki niż fizyki.
*
Nie mam ulubionych kwiatów, ale mam ulubione przyprawy.
*
Mam do wypisania obraz pustoszący wyobraźnię, ale nie mam czasu.

szkło I


Informacje ze świata spływają powolutku. Kropelka po kropelce. Jak
gęsty, słodki syrop, ściekając, zostawiają lepiący ślad na ścianach
zmysłów.
Nie rozumiem, dlaczego słodycz kojarzy się przyjemnością. Za bardzo rozsmakowałam się w kontrastach.

blaski zacienienia


Dzień wstał czarny i chmurny.  W mojej głowie. Nie widzę pogody za oknem. Gdy wychodzę, nie czuję ani ciepła, ani zimna. Nie dostrzegam ludzi-duchów przepływających w oddali za grubą kotarą niezliczonych atomów powietrza.
Odrębność. Jest. Przyjemna.
Moją krainę światłocienia otoczył oberżynowy zapach tajemnicy. Na obrzeżach pola widzenia wiją się czarne wstęgi zapomnianych myśli. Zdaje się, że wyznaję wiarę w ochronną moc pewności siebie i udaję, że nic mnie nie może zatrzymać.

Pomruk rzeczywistości narasta i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że za chwilę zacznie przypominać warczenie.
Coraz bardziej mnie to pociąga.
W drugiej lub trzeciej warstwie snu czai się ciemny, wyraźnie odcięty kształt niebezpieczeństwa. Czekam cierpliwie aż zaszczyci mnie swoją obecnością na jawie.

..jest dobrze, bo jest źle..

efemeryczna kraina światłocienia


Roztopienie w smugach światła, blask oślepiającego dnia miękko osiadający na na wpół zamkniętych powiekach, wysepki barwnych plamek rozszczepionego na rzęsach światła, cienkie złoto-kremowo-żółte* linie tnące powietrze, które pojawią się tylko przy określonej orientacji głowy i odpowiednim zmrużeniu oczu. Niektóre zdarzenia i wrażenia cenię za ulotność. Za niemożliwość zatrzymania. Nawet jeśli się powtarzają, nawet jeśli ja się powtarzam, to tak mocno należą do tu i teraz, że muszą być niepowtarzalne.

Dzisiaj zrozumiałam, że jeśli tylko słuchawki są dostatecznie miękkie, to niezależnie od wielkości można w nich wygodnie przespać całą noc oraz że najważniejszym kryterium przy wynajmowaniu mieszkania jest pokój z oknami wychodzącymi na wschód.

Rozciągnieta na łóżku obserwowałam kota leżącego na krześle. O poranku zachowujemy się tak samo. W półśnie naturalnie dopasowujemy się do słonecznych pasm tak, że linia ciała ledwie  dotyka krawędzi cienia.
Wyciągamy się maksymalnie w szerokiej smudze światła, która jednak dość szybko się kurczy, więc i my zajmujemy coraz mniejszą powierzchnię aż do maksymalnego skłębienia. Patrząc w okno, mrużymy oczy i wiem, że mamy tak samo zwężone źrenice. Wprawdzie wątpię, by moje tęczówki stawały się seledynowe, choć na pewno są jaśniejsze wewnątrz z ciemniejszą obwódką na zewnątrz. Pod światło pojedyncze rudawo-żółte plamki zaczynają tworzyć na tle zieleni rudo-złoty pierścień, który widać tylko przez chwilę, bo przecież zaraz zamykam oczy, żeby mocniej chłonąć przez skórę ciepło rozgrzanej pościeli.

Wieczorami wypijam koktajl dziennych emocji przygaszonych cieniem. Ze niewypitych, spływających kropli wyrastają świetliste poranki i jasne myśli, którymi skażony jest cały następny dzień.**

__________
*to ten odcień, który w mglistej postaci idealnie komponuje się z purpurą tyryjską

**(23:58) gówno prawda z tym skażeniem

?

Zastanawiam się czy kocham życie i rzeczywistość za cudowne zbiegi okoliczności, czy raczej własny umysł za skłonność do tworzenia sieci powiązań.

osad


Powoli przestaję osadzać się na rzeczywistości.
Osadzanie nie jest dobrym słowem. Niesie falę mulistego posmaku wysychających rzek lub szorstko-gorzką fakturę zbyt mocnej herbaty.
Osadzanie nie jest dobrym procesem. Drobinki człowieka pozostają na przedmiotach, osiadają jak kurz na powierzchniach spotkań i gromadzą w kącikach zdarzeń, ale tak naprawdę nie pozstawiają najmniejszego śladu w rzeczywitości. Nieobecność w życiu sprawia, że w głowie pozostają jedynie wydmuszki wspomnień.
Musiałam przebrnąć przez szeroki pas graniczny czasu totalnej obojętności i naprawdę przestać się przejmować, by móc swobodnie przyjmować siebie, życie i świat.
Przestałam osadzać się na rzeczywistości. Zaczęłam się w niej zakorzeniać. Wrastać emocjonalnymi korzonkami w teraz, jednocześnie próbując wypuszczać intelektualne pędy we wszystkich kierunkach czasu i przestrzeni.

,

"Było za wcześnie, żeby żyć, więc tylko chodził od ściany do ściany i umierał."