ja naprawdę nie lubię Arystotelesa, ale to tak samo wychodzi.


Nie można żyć, gdy przestaje się wierzyć w przyszłość. Swoją przyszłość.
(uwaga: tendencyjna metafora)
Wystarczy, że ktoś przez całe życie jest bytem mocno spolaryzowanym. Czasami tylko staje się obojętny, ale jego zobojętnienie wynika z ambiwalentnego równoważenia się przeciwieństw. Z natury takie układy są niestabilne, więc szybko wracają do stanu skrajnie wychylonego z równowagi. Gdy ktoś funkcjonuje tylko w taki sposób, to żeby w teraźniejszości jego występował jakiekolwiek ruch, musi być wyczuwalne wyraźne napięcie.
Nie ma przyszłości, nie ma napięcia.

strony


Są ludzie, którzy nigdy nie śpią i ludzie, którzy trwają pogrążeni w wiecznym śnie.
I jak my się kurwa mamy spotakać?
Najpierw nie spałam wcale. Wiecznie bezsenna, wiecznie obudzona, wiecznie czujna, wiecznie stężona.
Później zasnęnałam, jakby tym niekończończącym się czuwaniem zmęczona i nie mogę się obudzić.
A najgorsza
najgorsza jest wiedza, że niczym nie różnią się te dwie strony.
Z obudzonej więcej działać, z sennej więcej widać, choć wszystko przez szybę.
Poza tym - wszędzie to samo.

.

To czas dekonstrukcji. Od początku roku sukcesywnie się rozpadam i nie potrafię tego powstrzymać. Muszę pozwolić dokonać się temu procesowi, bynajmniej nie dlatego że jest konieczny i potrzebny (choć może sie taki okazać), nie dlatego że chcę, ale dlatego że zwyczajnie nie mam innej możliwości.

nieb

W filmach czasami pojawia się bliźniacza scena: postać pod powierzchnią wody. W chwili zanurzenia następuje wytłumienie dźwięków, pojawia cichy szum. Obserwujemy fragment falującego świata przez niebieskawy filtr zmiękczający kontury kształtów. Człowiek porusza kończynami, jego głowa zbliża się do powierzchni wody, ale się nie wynurza. Często jest to punkt, w któym następuje przełamanie akcji: odcięcie od ciągu zdarzeń, wypadnięcia z nadwodnego życia. Nagle bohater zostaje sam ze sobą, czyli de facto nic się nie zmienia, ale dopiero teraz zostaje to podkreślone. Istnieje tylko on, gruba warstwa kwadrylionów atomów wody i niewyraźny zarys świata (światła?) nad głową, który (które?) niby istnieje, ale przecież wcale nie musi. Realnie zanurzenia doświadcza się inaczej, dlatego muszę się odnieść do wrażeń pod wpływem filmowego przedstawienia. Dokładnie w taki sposób postrzegam teraz rzeczywistość.

fade to


Towarzyszący mi rano obraz ilustrujący niebiesko-falujący chłód odcięcia blaknie i rozwiewa się w ciągu dnia. Popołudniami i wieczorami zastępuje go bezksztaltna masa czarnego mchu czy też gęsto upakowanej, siateczkowatej czarnej pleśni. Gdy tylko zamknę oczy, zapadam się. Ciało kurczy się, zwija w kołyskę, ramiona obejmują kolana, wyrostki kolczyste kreślą pod skórą łuk. Ciemna miękkość wolno obejmuje mnie począwszy od zaokrąglonych pleców, pomalutku się zatapiam.  Jestem mniej skłonna uwierzyć, że to monstrualna grzybnia, ponieważ wcale się nie brzydzę. Jest mi po prostu obojętnie, może nawet trochę wygodnie, dlatego że nie muszę podejmować żadnego działania.

(Sny mam postrzępione, jakby poszarpane przez ostre zęby i pazury. Kątem oka przed przebudzeniem wychwytuję wspomnienie mlaszczącej ciemności. Z trudem rozwieram sklejone powieki, żeby przez miniaturową szczelikę wpuścić odrobinę światła. Na krawędzi pola widzenia czarny język przesuwa się po mięsistych, ciemnobordowych wargach. Wstaję, bo to czy leżę, czy stoję, nie ma znaczenia. Przecież i tak się nie budzę.)

'

A teraz przeczytaj jeszcze raz to, co rzekomo przeczytałaś. Nie to, co pomyślałaś w trakcie czytania.

piasek czasu

Szeleści i pachnie farbą drukarską. Zakupiłam byłam ponad 2000 gęsto zadrukowanych stron i chociaż wciąż nie dysponuję większymi kawałkami czasu (rzędu - powiedzmy - dnia), to zamierzam wypełnić szelestem całą masę czasowych drobinek. Może jeszcze zdążę, zanim dopadnie mnie wtórny analfabetyzm.