diamentowy nóż


W zakamarkach mojego świata natykam się czasami na białe kartki papieru pokryte czarnym atramentem układającym się w nieczytelne dla większości ludzkości znaki. Nośnikami treści są niewidzialne szpilki i maleńkie sztyleciki. Znalezione przed chwilą ukłucie mieści się w kilku zdaniach.
Zwijam się na obrotowym krześle z kubkiem gorącej kawy, ale tamto spojrzenie wciąż boli.
Pojawianie się nieco dziecinnego stylu świadczy o próbie cofnięcia się jak najgłębiej. Jest próbą oswojenia tego, co niezrozumiałe.
Tamten człowiek wypalił we mnie swoje znamię. Znamienne spotkanie. Blizna jak tatuaż.
Na takich kartkach jak ta, nigdy nie pojawiają się skreślenia. Bezmyślność form, układ niedbale zlepionych słów sugeruje częściowe ubezwłasnowolnienie. Ubezkontrolowienie. Trochę jak rozwolnienie.
Bezczelny, perfidny i przewidywalny. Miał powiedzieć coś, co zrodzi wyrzuty sumienia. A on po minutach milczenia rzuca coś Takiego!
Sama przed sobą ukrywam niektóre zdarzenia. Nie unaoczniam ich. Z lękiem i szacunkiem neofity, który nie widzi, że za chwilę straci całą wiarę, tworzę w sobie ołtarzyk i z należytą czcią składam wspomnienie w pamięci.
Boli. To nie wyrzuty sumienia. To obudzony ból, który Był.
Sens zmącenia bieli kartki musi się wyłonić w nieuchronności skojarzeń.
Głupia.
Fakty nie wymagają komentarza.
Noga w kolanie zgięła się pod dziwnym kątem. Ona też boli, ale ten ból można zignorować. To tylko impulsy nerwowe.
Nieistotne szczegóły są najważniejsze.
TO w środku musi być czymś więcej.
Strumienie nieświadomości charakteryzuje ich ciągłość. Zgubione słowa przepadają na zawsze. Nie ma powrotu...
Musi nie istnieć bardziej. Dlatego jest nie do pokonania.
Pamiętam siebie piszącą te słowa. Tamta ja pozostanie moją odległą znajomą.
Na ile niepokój we mnie jest metafizyczny, a na ile wywołany tachykardią?
Na niektóre pytania, nie można udzielić poprawnej odpowiedzi.
Pióro wypadło. Czarny atrament wykrwawił się w fantazyjny kleks na podłodze.
Na tym powinnam zakończyć. I chciałam tak zrobić – charakter pisma mi świadkiem!
Zlitowałam się nad kolanem.
Dopisane na pewno w tym samym czasie. Za to w innej rzeczywistości. Litery nowego świata różnią się od wcześniejszych. Nie znam tej Ja. Ktoś dopisujący moim piórem tak marny happy end nie jest godzien poznawania.

Idź po kubek gorącej kawy.
I nie łudź się, że tamto spojrzenie kiedykolwiek przestanie Cię przenikać.

Przecież nie zamierzałam...