jesiennienie

Mało jesienne jesiennienie jesieni, chociaż zieleń jest już wyraźnie zmęczona. Jak moja skóra. Momentami mam wrażenie, że począwszy od zewnętrznych powłok zacznę zmieniać się w pył i zostanie już tylko kupka cienkich jak pergamin, poszarpanych płatów na podłodze. Dotykam twarzy palcami i niespecjalnie zdumiona stwierdzam, że wszystko jest na swoim miejscu. Tak jak dawniej. I nawet skóra nie tak przeraźliwie sucha, jak mi się wydawało. Od dwóch tygodni nie słuchałam muzyki. Dwa tygodnie mnie nie było. Dwóch tygodni nie było. Przebieram się za siebie i jako niby ja podtrzymuję życie towarzyskie, bo to jest podobno ważne. Wszystko ok. Tylko niech już zajdzie słońce. Kończę :) [02.10.] Poprzednią notką przywołałam jesień do porządku. Jesiennieje jak na jesień przystało. Szeleszczącą żółcią poprzetykała delikatne słoneczne promienie. Mgli się porannie, skrapla nocnie, okołopołudniowo wygładza zmarszczki starego lata. Znamienna literówka: "leta". zapominam o lecie.

trzask

To nie tak, że przywykłam do życia w szczelinach niepewności. Nie potrafię się przyzwyczaić i właśnie dlatego tak konsekwentnie ich szukam, tak łatwo wychwytuję najmniejsze ślady. Naprawdę szczęśliwa, choć szczęśliwość nie jest moją ulubioną kategorią, jestem w chwilach łamania, gdy rzeczywistość trzeszczy rozpięta między możliwościami. Jeszcze nie wiadomo, jak będą przebiegały wydarzenia - mogę i muszę wybrać, mając pewność, że decyzja lub jej brak zaowocuje słodko-gorzką mieszanką zysków i strat.Czuję się żywa aż do momentu przełamania. Później działanie jest już ograniczone wyborem. Linie wyraźnie się zarysowały, część z nich wyblakła i zgasła w niedorozwiniętym świecie potencji (jeśli interpretacja kopenhaska jest słuszna, w co powątpiewam, i jeśli w ogóle mieszanie kwantówki jest uprawnione) lub rozgałęziła się w alternatywne rzeczywistości (jeśli intuicja nie zawiodła Everetta, choć ja jakoś nie czuję koncepcji, wedle której w Multiwersum miałoby realizować się wszystko, co możliwe. Z drugiej strony... wyjaśniałoby ona moje zamiłowanie do przeżywania takich momentów. Podświadome pragnienie utworzenia maksymalnej liczby odnóg i zapełniania nieskończoności licznymi wersjami siebie. Tyle że to nie jest argument). Gdybym więc kiedyś mówiła, że jest wykurwiście dobrze, to znaczy, że właśnie się łamie, że właśnie się łamię.

.

Kiedy wyższy level oznacza zejście na niższy poziom.

.

Dziś zobaczyłam różnicę między godnością i dumą.

~

Konwersja chaosu w logos.

defrustruująccy rzyg codzienny

Na stare lata staję się przewrażliwiona i mięknę wobec miazg, siek i rzezi. Wprawdzie robienie hamaka z jelit wrogów nigdy nie wydawało mi się dobrym pomysłem (ze względów czysto higienicznych i w dużej mierze oflaktorycznych), ale ciało ludzkie tako w całości jak i w kawałkach, wywinięte dowolnie - na lewą czy prawą stronę - pozostwało zawsze ciałem ludzkim w całości lub w kawałkach. Jednocześnie nie traciło nic a nic na człowieczeństwie. Niby nadal nie omdlewam na widok krwi, jednak pewne rodzaje ran i uszkodzeń sprawiają, że głęboko w środku mnie coś się mocniej kruczy i zaciska. Coraz częściej pojawia się słodko-mdlące psychiczne drżenie jako symptom lekkiego przeczulenia. Na dodatek wyciąganie obrazów-drzazg z pamięci utrudnia mi człowiek tkwiący w każdym ciele. Nie podobają mi się obserwowane u siebie objawy rozmiękczenia. Umówmy się jednak, że naturalniej jest, gdy ostentacyjne gnicie, rozpad i rozkład następują dopiero po śmierci, a nie za życia. Nie za bardzo potrafię przejść obojętnie obok odwróconej kolejności.

za kurtyną

Obce ściany obcych rąk... Linia pierwsza. zmiana spojrzenia pod wpływme zderzenia

 Obcy kolor obcych oczu..
 Linia druga.. cudza prawda jak na dłoni oprawiona w ramę moich skroni

 Obca siła obcych pięści.
 Linia trzecia... próbka pasji wyekstrahowanej z determinacji ukrytej w zaciśniętej dłoni
 Powoli.. wynaturzam się.

.

Forma wyprzedza wszelką treść.

.

Najważniejszy jest rytm.
Rytm który umożliwia synchronizację wszystkich komórek ciała.

w drobny mak. i chuj.

Cały problem w tym, że mój model rzeczywistości nie pokrywa się z rzeczywistością. Nie ubolewam nad upośledzonym rozumieniem, bo w tej kwestii daję radę na poziomie umożliwiającym reagowanie (gratuluję osiągnięcia poziomu eugleny zielonej i finezji działań na poziomie porównywalnym z fototaksją. Zaprawdę trzeba być geniuszem, żeby zaprzęgać do tego świadomość). Nie jest to więc kwestia modelu poznawczego. lecz modelu przeżywczego. Chodzi o symulację. O właśnie. Moja symulacja rzeczywistości nie pokrywa sie z macierzystą rzeczywistoscią, wskutek czego mam problemy ze scaleniem przeżycia i życia. A nie potrafię przeprowadzać symulacji z wykorzystaniem innego, nowego konglomeratu algorytmów, ponieważ obecny jest zbyt głęboko zinternalizowany. * chuj z paradygmatami. chuj z chińskimi pokojami jako sposobami na obejście ich ograniczeń. chuj z językiem. Searle się zużył. Wittgenstein gówno wiedział. Języki są łupliwe tam, gdzie są logiczne, a elastyczne tam, gdzie nielogiczne. ... tylko je wtłoczyć w dobry model. wróć. tylko model wtłoczyć w dobry język. stój. dwie tautologie pod rząd. wybornie. podrzynam sobie gardło tautologią. Smaczysta posoka ścieka do z ust. * kurwa. praca mi służy. intelektualna praca. kolumbie, kurwa, niesłychane. * w ciągu trzech tygodni rozpierdoliłam swój rytm dobowy i odbudowałam go w niekonwencjonalnej formie, śpiąc dwa razy na dobę po dwie godziny. Popołudniu i gdzieś między godziną duchów a godziną szatana. W efekcie rozpierdoliłam się dokumentnie. Jest chujowo. Nie wiem jak da Vinci dawał radę. Poprawka - wiem. On był geniuszem. Geniusz. To jedno ze słów wytrychów, które dają odpowiedź, ale ani trochę nie zbliżają do zrozumienia. Tak więc, panie doktorze od zwłok, zaaplikuję sobie - za pana pozwoleniem - trzy do czterech godzin snu jednorazowo na dobę celem odgąbczenia mózgu i odzyskania minimalnej mocy obliczeniowej. Ciało. Baczność. Spocznij. Padnij. .