*

Zmiksuj mój mózg. Dzisiaj będzie miał smak czarnych porzeczek.

**


Wąziutkie strużki myśli spływają po ścianach. Dobrze, że pewne procesy dzieją się poza mną.
Siedzę i cierpliwie czekam aż niebieski sufit zawali się na głowę.

śródnocnie


marzec
miesiąc przeklętej potencji
czas niekończącej się nadziei na akt
kwintesencja beznadziei, jeśli już jesteśmy przy Arystotelesie
marzec
obiecuje, obiecuje, a milczy
(milczy rymuje się z wilczy)
co najwyżej spluwa zielonkawą flegmą z głębi zmurszałych płuc odpowiedzialnych za wentylację myśli
(przynajmniej wiadomo, skąd bierze się smród stęchlizny w mojej głowie)

cicho
nuć dalej piosenkę sprzed 80 lat, zamiast pomnażać niesmak
nuć
jak pająk snuje nić
żeby opleść ciało wyssanej ofiary
zawiń się w całun dźwięków i zaśnij
pozbawiony treści oskórku
śnij
swoje wielobarwne sny

(aq)


Z całej palety emocji wybierasz tylko kilka odcieni inspiracji.

No powiedz. Dlaczego spośród tylu technik decydujesz się na akwarelę, pomimo obłąkańczego wręcz zamiłowania do intensywności? Czemu później szkarłatnym pigmentem wyekstrahowanym z najczystszej wściekłości pokrywasz wszystkie ściany. Farbę kładziesz tak grubo, że prawie mogę zanurzyć w niej dłonie. Nawet gdybym chciała, nie potrafię się powstrzymać... Rozmazuję gęstą maź rozprowadzoną równomiernie po całej powierzchni i tworzę sygnowaną moimi odciskami palców fakturę.

Nie. Nie pomaga mi to zrozumieć, ale sprawia, że czuję.

No i powiedz... Jak radzisz sobie z freskami? W mojej wyobraźni trwa niekończący się remont. Naucz się szybko malować na mokrym tynku.
Proszę.

głupstwa, głupstwa


Galaktyki wirują, gwiazdy nonszalancko spluwają plazmą, a szaleńcy eksmitowani z naszego Układu Słonecznego zaplatają warkoczyki Drodze Mlecznej.
Normalny dzień człowieka w pozornie oswojonym zakątku Uniwersum dobiega końca. Było dobrze, myśli człowiek, mechanicznie odhaczając w głowie listę wrażeń, zdarzeń, odkryć i osiągnięć. Dobrze - myśli, przybijając do ściany pierwszy obrazek przedstawiający olbrzyma nacinającego skórkę ziemskiego globu idalnie wzdłuż południka 18° 59′ 9″ E. Było - dodaje z nutką goryczy, sięgając po kolejną ilustrację, na której ogromne palce giganta zwijają w rulonik powierzchnię planety. Gdzie podziało się jest? - dopytuje człowiek, ale świat uparcie milczy. W rękach człowieka pozostała wyblakła akwarela zwiastująca przybycie o wschodzie słońca armii kosmicznych karzełków rozwijających z rolek nowe krajobrazy. Nikt z obsługi nie zwraca już uwagi na zachowanie ciągłości. Ludzie i tak nie zauważają zbyt absurdalnych zmian, a wszelkie ich przejawy natychmiast neutralizują racjonalizacją.
Jakaś część człowieka bez przekonania sugeruje, że czas już zajrzeć pod spódnicę jednej z reprezentacji rzeczywistości, ale głowę wyściela skojarzenie z zieloną murawą. Człowiek objętnie zerka z ukosa na wątpliwe wdzięki skrywane pod półprzezroczystą halką liczb i abstrakcji, po czym odwraca głowę w kierunku migających na ekranie dwudziestu dwóch punktów. To chyba kwestia zachowania wewnętrznej równowagi.
Wszechświat ciężko westchnął i przewrócił się na drugi bok. Uwadze człowieka nie uszło, że staruszek ma nieco nieświeży oddech.

ekshibicjonistycznie


Teksty, które tutaj czytasz, są jak muszle wyrzucone na brzeg przez fale. Znajdujesz je na plaży, przykładasz do ucha i wydaje ci się, że słyszysz szum morza, a tak naprawdę słuchasz wzmocnionego kształtem konchy szumu własnej krwi.
Zbytnio upraszczam?
Być może od czasu do czasu udaje mi się napełnić puste formy treścią i zabłąkany mięczak urozmaica szum cichym mlaskaniem. To czy je usłyszysz, zależy od celu twojej wizyty. Przychodzisz tu słuchać siebie czy mnie?

Wiesz... chciałabym każdą formę wypełnić mięsistą treścią, zamiast liczyć na szum w twojej głowie. Chciałabym, żeby ze skorup wypełzały ślimaki, wdzierały się przez przewód słuchowy i zagnieżdżały w twoim mózgu. Chciałabym, aby dopadała cię nieodparta pokusa wyssania zawartości muszli. Nawet jeśli znajdziesz w niej tylko słoną wodę, pragnienie zmusi cię do powrotu.

Aż się prosi o puentę w postaci szumu wody spuszczanej w muszli klozetowej.

***


Mylcie się, póki możecie. Jeśli ci, którzy twierdzą, że człowiek może osiągnąć doskonałość, mają rację, kiedyś nie będzie was stać na luksus błędu.

Naprawdę rozumiem ufność pokładaną w dążeniu do doskonałości. Już jako dziecko lubiłam wierzyć w koszmary.

/suplement 13.03./
/Koszmary bezwględnie darzyłam szczerą sympatią. W przeciwieństwie do snów i koncepcji z gatunku zwykłych i pozytywnych, które nie zawsze mogły pochwalić się imponującym uzębieniem w nienagannym stanie, nie warczały na przechodniów, nie mruczały w częstotliwościach odpowiadających burczeniu wygłodniałych, mitologicznych bestii i zakładały podjerzanie kolorowe ubranka, zamiast nosić się w klasycznie ciemno-demonicznych barwach (skropionych dużą ilością krwistej czerwieni)./

chmurność


Chmury kłębią się w głowie, ale wypełniają przestrzeni słodką pustką waty cukrowej. Nie są też efektem zanurzenia głowy w chmurach. To chmury ciężkie, gęstnięjące szarością, napęczniałe mokrą niepewnością. Ich suszenie nigdy nie przynosi niczego dobrego. Zbijają się w kłębek, przywierają do siebie tak mocno, że punktowo odczuwam pulsujące wahania ciśnienia. Z chmurnej zasłony zostaje coś na kształt kuli splątanych nitek, której powierzchnia zroszona jest lepkimi kroplami czarnowidztwa. Kasandra miała cały mózg oblepiony tą przeklętą rosą i jakoś nie było chętnych by spijać nadmiar z jej ust. Czasami lepiej milczeć, zwłaszcza że jeszcze trochę brakuje mi do poziomu prorokini. (Tylko troszeczkę, na najbliższej wyprzedaży niepowodzeń kupię odrobinę pakowanej w szary papier pokory).
      Zasady są proste.
      Nie dotykaj kłębka. Zajmij czymś dłonie. Nie patrz na wystrzępione sznureczki.
      Nie patrz na strzępki.
      Nie patrz na strzępki.
      Zostaw tę końcówkę!
Nienawidzę prostych zasad. Zbyt łatwo można je złamać. Łamanie powinno być skomplikowane, wtedy jest przyjemniejsze, a przynajmniej ciekawsze.
Niestety, z powodu zwykłych niedoskonałości sfery, włókienka niepokoju zaczęły się rozwijać. Pierwsza, drażniąco wystająca niteczka, którą delikatnie szarpnęłam, zapoczątkowa reakcję łańcuchową. Mój umysł, niezależnie od okoliczności, dysponuje wielokrotnością masy krytycznej niepokoju i może równolegle zaopatrywać różnorodne obszary działalności. A samorodne kłębowiska są dla niego istną gratką.
Nie ma już odwrotu. Szlaki myśli zapętlają się, impulsy utykają w przypadkowych węzłach, skrzące się synapsy nikną rozproszone na grafitowoszarym dymie, który - przysięgam - nie wiem skąd się bierze, ale musi pochodzić z niewyczerpanego źródła. Neurony wciąż przewodzą myśli, ale ja tracę zdolność jasnego widzenia.
Czekam na burzę. Deszcz, wicher i błysk. Dreszczem spływające wypełnienie.

pytania egzystencjalne i widmo bycia passe

W drzwi garażowe wetknięta ulotka:
 "Spawanie plastików. Regeneracja elementów z tworzyw sztucznych."
Sprawdźmy - chirurgia plastyczna, naprawa samochodów, a może zawoalowane pytanie: czy jesteś już bioniczna?

ideały


Znalazłam doskonały odcień czerwieni.
Znalazłam odcień doskonałej czerwieni.
Nie mogę się zdecydować.
W samej doskonałości jest coś nieumiarkowanego, więc usprawiedliwione będzie zdanie:

Znalazłam doskonały odcień doskonałej czerwieni.

miasto wmyśla słowa w moją głowę

Człowieczeństwo sprowadza się do naprzemiennego szukania poczucia odrębności i poczucia zjednoczenia.

diamonolog


- Co się stało? Obraziłaś się? Dlaczego milczysz? Nie słyszę twojego głosu. Słyszysz? To ty? Mówiłaś coś? Nie rozumiem twoich słów. Czemu cię nie ma? Przerwij tę cholerną ciszę! Nie bądź dziecinna i porozmawiaj ze mną. Proszę...
- Po co?
- Nie mogę bez ciebie podejmować decyzji.
- Możesz i robisz to. Nie słuchasz mojego głosu. Mówisz do mnie "ty", a przecież jestem tobą. Odsuwasz mnie od siebie. Nie poprzez izolację i zamknięcie w dźwiękoszczelnym pudełku, bo wiesz, że to mało skuteczna metoda. Wiesz, że mogę malować obrazy na ścianach więzienia, a one przenikną do twojego umysłu. Dlatego odsuwasz mnie, ustawiając w gigantycznym chórze głosów. Mówisz: wypowiadaj się na równi z innymi. Przebijesz się, gdy będziesz dostatecznie silna. Będziesz dostatecznie silna, gdy poczujesz, że masz coś wartościowego do przekazania. Masz czego chciałaś. Kakofonia głosów rozbrzmiewa w twojej głowie. Obraz świata jest pełniejszy, a ty zawsze bez sprzeciwu godziłaś się ze sprzecznościami, które są jego konsekwencją.
- Ty też tego chciałaś.
- Tak. Chciałam, ale nigdy nie sądziłam, że zdegradujesz mnie do roli drugoplanowego głosu. Nie przypuszczałam, że będę krzyczeć, choć to takie poniżające. Pamiętasz, gdy całe ciało drgnęło? To była reakcja na mój wrzask. Pamiętasz tamto szarpnięcie w środku? Musiałam wtedy siłą uciszyć obcobrzmiące głosy pozornego rozsądku. Pamiętasz? Tamten irracjonalny dreszcz. Szeptałam wtedy tak długo, aż znalazłam częstotliwość rezonansową tego przeklętego gmachu, żebyś tylko zwróciła na mnie uwagę. I później, pamiętasz? Całe wnętrze się skręciło, a tobie zabrakło tchu. Udusiłam wtedy kilku drących się głupców, żeby móc cokolwiek powiedzieć. Ani razu mnie nie posłuchałaś. Mogę to zrozumieć, nie zawsze mam rację, ale nigdy nie wybaczę ci braku działania wskutek zasłuchania w polifoniczny szum. Dopóki ignorowałaś mnie i wybierałaś źle, mogłam próbować dalej, jednak teraz każdy kolejny głos pogrąża cię w coraz większym zgiełku. W miejscu, do którego mnie zesłałaś, wszyscy chcą mówić, więc zamilkłam, licząc na to, że cisza odbije się na tle chaosu.
- Wróć. Proszę...
- Dokąd? Mam wrócić, bo nie potrafisz nawet stwierdzić na jaką kawę masz ochotę? Mam wrócić, ponieważ nie możesz dłużej znieść permanentnego wahania, a życie nie może żywić się niezdecydowaniem? Mam wrócić z całym brzemieniem odpowiedzialności za sądy i działania? Z ciężarem niesprawiedliwości wybiórczości i trudem rezygnacji z możliwości? Dokąd mam z tym wrócić?
- Do mnie.

7:02 kawa jest zimna


Minęła ostatnia chwila, w której miała odpowiedni smak. Wystygła za bardzo pomiędzy dwoma łykami, choć nie potrafiłabym dokładnie wskazać momentu przejścia dobrego w złe. Rozmycie granicy oscyluje gdzieś wokół przyzwoitego.
W tym tkwi jednen z problemów ludzi. Próbują wykreślać linie demarkacyjne w ciągłym świecie, a kiedy kończą, zaczynają ich zawzięcie bronić. Zaciętość nie powinna dziwić nikogo, kto kiedykolwiek kopał okopy.

puls

Dłuto w dłoń i skuwaj lód. Aż do ostatniej warstwy otaczającej rdzeń tętniącej tkanki życia. Może okazać się, że powierzchnię pokrywają dodatkowo niezliczone łuseczki chłodnej obojętności. Wtedy cierpliwie każdą z nich podważ i wyrwij. Chociaż włókna czucia będą się skręcać i wić a naprężone, najdelikatniejsze niteczki myśli drżeć, nie przestawaj. Tak trzeba. Pojedynczo i zdecydowanie. Poszarpane jądro istnienia, chwilowo pulsujące głównie bólem, zregeneruje się. To taka cudowna właściwość życia, zupełnie obca kryształowej skorupie.

/bo każde kolejne słowo to tylko tik nerwowy/


Przegryziony język.
Trudno bardziej czytelny komunikat.

dygres-ja

Poczuję się nieswojo, gdy ludzkie opinie na mój temat staną się kiedyś spójne i niesprzeczne.

osad


ci
sza