dla Was


Dziś.
Wybaczcie mi wszyscy jakiekolwiek życzenia. Każde słowo było tylko namiastką. Wprawdzie większość z Was nie przeczyta tej notki, jednak nie to jest istotne. Wiedzcie, że prawdziwe życzenia pozostały wewnątrz mnie, dla każdego jedyne i wyjątkowe.
Wy - moi najbliżsi, zarówno połączeni więzami krwi fizycznej jak i duchowej,
Wy - którzy zostawiliście we mnie cząstkę siebie, nawet nieświadomie,
Wy - których Znam Doskonale, choć nie znam a być może nigdy nie poznam,
Wy - dla mnie niezwykli i wyjątkowi, którzy macie lub kiedykolwiek mieliście na mnie wpływ
Wy - tak odlegli w czasie i przestrzeni, że prawie nierzeczywiści
Wy - ...
Dla Was płyną najczystsze życzenia, choć niezwerbalizowane, pierwotne i głębokie, dlatego znajdą odpowiednią drogę. Dla Każdego, dla Was, w święta z większą niż zwykle siłą wzmacniane przez niepowtarzalny nastrój, dźwięcznie roznoszą się w wymownej ciszy...

dwaplusbezdobra bezsilność


BEZSILNOŚĆ
Najgorsze z uczuć, bo w żaden sposób nie można mu zaradzić. Taka jego natura. Dorwie cię nagle, skuje lodem ciało, zamrozi działania, ale umysł pozostawi sprawny. Co za perfidia!
Myśl!
Twoje myśli powolutku spłyną słonym strumieniem. On nigdy nie zamarza rozgrzany złością. Krople wrzeć będą w nieskończoność, wypalać ciało, gdyż są lustrzanym odbiciem wewnętrznego pożaru. Pożaru przeklętego, który nigdy nie wydostanie się na zewnątrz poprzez swoje odbicie.
Masz siłę by walczyć? Walczysz słusznie? Wiesz co robisz?
Tak?
A kogo to obchodzi?! I tak jesteś bezsilna, co wcale nie znaczy, że nie masz sił.
Na cóż wojownikowi siła, oręż, wiara w siebie, słuszność i wygraną, gdy nie dopuszczą go do walki? Stań spokojnie, nie angażuj się, patrz z daleka. Poczuj jak ogarnia cię niemoc. To potrwa tylko chwilkę i nie będzie bolało. Bluszcz niemożności pieszczotliwie oplecie twe ciało, unieruchomi i ukołysze do wiecznego snu obojętności. Dopiero wtedy zrodzi się pewność, że nie podejmiesz walki na nowo.

Dlaczego właśnie ja wypowiadam wojny beznadziejne? Wszczynam walki z góry przegrane i wciąż dziwię się, że przegrywam? Wciąż zaskakuje mnie wyrachowanie i brutalność świata, jego zakłamanie, obłuda czy niesprawiedliwość.
Może powinnam się przyzwyczaić, może należałoby przywyknąć i schronić się w bezpiecznym przytułku zachowawczej opinii tłumu, może czas przestać się wychylać...?
A jednak dalej tupię nogą i z uporem pięciolatka twierdzę, że nie każda wojna jest przegrana. I walczyć trzeba, aż przegrana zrówna się ze zwycięstwem.

pełna paleta


Oblekam się w kolorowe, przepiękne płótno. Czarno-białe włókna walczą w odwiecznej walce przeciwieństw godzone przez najróżniejsze barwy.
Dlaczego więc gubimy przeróżne kolory po drodze?
Czerń i biel.
Smutek i radość.
Pech i szczęście.
Razem splecione w życie.
Gdzie podziały się inne barwy?
Łatwo je pominąć. Przemalować, by doznania stały się intensywniejsze. Nie dziwi mnie to - jeżeli uzna się wszystkie pozostałe kolory-odczucia za wyblakłe...

Pełną paletę jestem w stanie dostrzec bardzo rzadko. Tylko w chwili, gdy widzę siebie z zewnątrz.
Obok. Obca. Chłodna.
Ogarniam całość, ale wtedy tracę kontakt ze wszystkim, wszystkimi, a zwłaszcza ze sobą.
Przestaję być sobą, by w pełni widzieć siebie.

Szkoda, że tylko kilka razy...
Szkoda, że wyłącznie sekundy, ich ułamki, setne części ułamków...

Odrobinę dłużej trwa taki stan wobec świata.
Mijam ludzi jakby w innej rzeczywistości, oni są osobno i ja osobno. Oddziela nas niewidzialna bariera. Zupełnie jakbym wybiła się na moment ponad szklane więzienie akwarium, spojrzała na wszystko z góry i z bolesnym, bo zbyt gwałtownym, pluskiem wpadała do wody, przy okazji zakłócając spokojne życie innych zmąceniem rzekomo niezmąconej toni. Po raz kolejny rozpoczynam bezsensowny maraton i pływam, zataczając jasno określone kręgi. Od czasu do czasu zdarzy się, że świadomie lub nie uderzę w przezroczystą ścianę.

akwarium we mnie
akwarium wokół mnie

tylko pięć?
tylko pięć.
tylko pięć!

tylko jak...

...


chciałabym bardziej być

(myśl przywędrowała do głowy wraz z deszczem we włosach zdecydowanie za wcześnie rano; zapewne przyplątała się na dobre)

gdy zapada zmrok


Mrok.
W nocy daje schronienie drzewom. W kręgu tajemnicy skrywa ich kształty i strzeże sekretów. A drzewa, bawiąc się ze swoim opiekunem, tańczą w rytm powolnej pieśni wiatru i nęcą mnie magią cieni. Szelest jesiennych liści przeradza się w kuszący szept, który zaprasza do odkrycia arkanów leśnego kręgu.
Powinnam dalej podążać ścieżką doNikąd w świetle słabych latarni, lecz ciało bezwiednie skręca w stronę rozpostartych upiornie gałęzi. Przygnębiające jęki konających liści, dochodzące spod mych stóp, łaskawie informują moją świadomość o przekroczeniu granicy. Zagłębiam się w ciemność.
Niewiarygodne! Jestem w czerni, która okazała się mniej czarna niż mogłoby się wydawać z zewnątrz. Z mroku formują się kolejne leśne istoty i roztaczają wokół całą gamę szarości.
Wystarczy oprzeć się plecami o pień i zamknąć oczy, by stać się integralną częścią tego miejsca. Na jak długo? Kiedyś wzejdzie słońce i wygoni Opiekuna Drzew. Wtedy czerń mojego płaszcza przestanie pasować do jaśniejących istot. Krąg szeptać będzie inne zaklęcia, nie przeznaczone dla mych uszu.
Odchodzę.
Towarzyszenie drzewom w tak intymnej chwili byłoby bezczeszczeniem. Nie chcę oglądać ich bezbronności w całej okazałości. Wrócę jutro.
Gdy noc znów da schronienie drzewom.

Podczas wędrówki, gdy brutalnie zakłócałam idealną harmonię, narodziła się w mym umyśle wizja. Nie tylko ja burzę morze liści, które protestuje zdecydowanym szelestem. Niedaleko czai się wąż. Płynnymi ruchami giętkiego ciała zbliża się, potęgując lęk. Zimny dreszcz przeszywa ciało – kolejny obraz chorej wyobraźni – wąż oplata nogę i niespodziewanie z szaro-czarnej rzeczywistości wyłaniają się połyskujące oślepiającym światłem kły.
Strząsnęłam z siebie wizję. Wąż zniknął, ale tylko na chwilę. Irracjonalnie wciąż pełznie gdzieś za mną. Nawet teraz jego cień migocze w oddali...

iluzja misternie utkana


„Jaką nadzieję może żywić myślący człowiek co do przyszłości ludzkości, jeśli weźmie pod uwagę doświadczenia ostatniego miliona lat?”

/Kurt Vonnegut/
Oddalam się.
Odpływam w nieznane, gdyż dłużej nie wytrzymam na tym lądzie. Nie znoszę Starego Świata, już dawno mi obrzydł. Jest w stanie wzbudzić tylko wstręt i pogardę, gdyż w rzeczywistości stanowi Ziemię Szczurów, które ocierają się o moje nogi swym obleśnym, szarym, skołtunionym cielskiem. Nienawidzę ich, nienawidzę tego przeklętego Zapchlonego Królestwa, nienawidzę!
Czy Szczurzy Świat jest rzeczywisty?
Nigdy w to nie uwierzę!
Fakt, że stanowią większość, nie oznacza, iż tworzą prawdziwą rzeczywistość. One tylko chcą, byśmy w to uwierzyli. Robią nam pranie mózgu, wmawiając, że każda słuszna droga prowadzi do ich Królestwa. W ten sposób kłamstwo zlało się w jedno z prawdą i nikt nie potrafi już znaleźć chociażby jednej różnicy.
A przecież gdzieś musi istnieć alternatywa - Nowy Świat, który dla szczurów jest nierzeczywisty, a wręcz niewyobrażalny. Gdzież ten nieznany ląd?
Chyba warto wypłynąć na szerokie wody oceanu wolności. Nie ma czasu na przygotowania, ani chwili na planowanie, nawet ułamka sekundy na zastanowienie. Przecież szczury nie śpią! One usiłują mnie zasymilować, wchłonąć wbrew woli! Znam ich podły plan – roznoszą czarną śmierć umysłu i pragną ponad wszystko mnie zarazić! Dżuma otacza mnie z wszystkich stron, krąży niczym sęp, wytrwale zacieśniając kręgi. Coraz głośniejszy tupot szczurzych łap odmierza uciekający czas.
Przechytrzę szczury!
Ukradnę pierwszy lepszy statek i popłynę w nieznaną dal, bo właśnie za horyzontem kryje się Nowy Świat. Cudowny ląd wolny od ohydnego plemienia, zamieszkany natomiast przez istoty mnie podobne – nie nędzne gryzonie, a Ludzi. Po prostu Ludzi.

Rozejrzyj się.
Ilu Ludzi widzisz wokół siebie?

gdy bliźnięta przekrzyczą ciszę


WIEM.
Istnieją dwie postaci – przeciwstawne osobowości. Skrajnie różne, nieopisanie odmienne. Tragicznie umieszczone w jednej osobie – mnie. I gdyby groziło mi chociaż rozdwojenie jaźni, przyjęłabym je jako błogosławiony stan – stan niewiedzy i nieświadomości, w którym czasami chciałabym się pogrążyć. Tymczasem one zmieszały się, stworzyły nierozerwalne więzy i od tamtej pory trwają, udając jedno. Stały się przerażającą hybrydą.
Żyję i nic o nich nie wiem. Wolę zapomnieć, że istnieją i drwią ze mnie. Są jednak rzadkie chwile (o wiele za częste!), w których cisza krzyczy prawdę w twarz. Momenty, gdy samotność mnogością swych postaci daje szczere świadectwo. Wtedy po prostu
WIEM.
To mnie przeraża, dlatego muszę odważnie stawić temu czoła.
A przeciwieństwa igrają ze mną. Niesforne skrajnie różne bliźnięta syjamskie skryte w głębi bawią się mną.
Kocham i nienawidzę.
W jednej postaci widzę piękno i brzydotę.
Wszystko budzi zachwyt i wstręt.
Słyszę najcichszy dźwięk i jestem głucha.
Współgra jawa i sen.
Pożądam i brzydzę się.
Buntuję się i podporządkowuję.
A wszystko następuje jednocześnie. Wykluczona jest jakakolwiek wątpliwość czy niezdecydowanie. Pośrednie uczucia nie zginęły, bo nigdy nie istniały. W takiej chwili zawsze i nigdy znaczą to samo.

W lustrze ledwie dostrzegam zarys jakiejś postaci. Jeśli się przyjrzę, zobaczę w oczach błysk obłędu, trzymany w duszącym uścisku przez normalność. Nie mogę patrzeć, bo równocześnie oślepnę.

Chwila minie i przybędzie Amnezja Zbawicielka, ale teraz
WIEM.
Dlatego (dla zachowania równowagi i chorej symetrii) nikt nie zrozumie.
Śmiech paradoksalnych syjamskich bliźniąt ucichnie wkrótce i oczy znów będą tylko zielone.

słucham


Zwykle szepcze. Ciche, ledwo słyszalne dźwięki przedzierają się do moich uszu... do wszystkich. Tak łatwo o nim zapomnieć, przyzwyczaić się, a nawet być głuchym na jego spokojne słowa. Boję się, że i dla mnie zaginą, staną się niezrozumiałe. Przecież ma jeszcze tyle do przekazania!
A on zazwyczaj może tylko słabo zaprotestować. Czasami jednak jego głos nie jest samotny. Potrafi o sobie przypomnieć, delikatnie pieszcząc twarz, bawiąc się włosami. To jednak maleńka cząsteczka jego rzeczywistych możliwości. Jeśli zechce oznajmi całemu światu, że JEST.

Byłam z nim sam na sam. Tylko my.
Nie! Było przecież wielu świadków. Setki gałęzi - ramion drzew, które wbrew woli porywał do opętańczego tańca. Gładka powierzchnia wody, gdzie jak na parkiecie zostawiał swe ulotne ślady.
Krzyczał, zawodził, skarżył się. Wściekle miotał się po otwartych przestrzeniach. Brutalnie uderzył mnie w twarz, czochrał włosy i złośliwie rozwiązywał szal, próbował go porwać. Obrzucał mnie lodowatym puchem i zmuszał go do wirowania wokół mnie, by niepostrzeżenie przycisnąć do nieosłoniętej niczym skóry.

Wybaczyłam mu wszystko. Tylko o jego przewinieniach byłam w stanie zapomnieć. Nie mogłam inaczej. Miał powód. Całą złość wyładował na mnie, niewinnych płatkach śniegu i suchych słabych gałązkach.

Jego zimny głos wyrył w mej pamięci ważne słowa. Nie będę już potrzebowała tak gwałtownego przypomnienia.

Obiecuję pilnie wsłuchiwać się w Twój zmysłowy, choćby najcichszy szept. Mów do mnie.

...słucham wietrze...

burza...


...rozpętała się na dobre. Już nic nie jest w stanie przerwać rozpoczętej walki. Za późno.

Dopiero teraz dostrzegam, co się dzieje. Władzę nade mną próbują przejąć skrajnie odmienne postaci. Zmieniam się. Nastroje są tak chwiejne, zbyt szybko następują po sobie. Silne osobowości, które nie wiadomo kiedy narodziły się we mnie (a może były tylko uśpione...) usiłują zdominować ciało i umysł.

Prędzej czy później ktoś przegra. Smutne. Lecz gdy to się stanie, będzie także zwycięzca. Ktoś więc pozostanie. Pocieszające.

Nie mam zamiaru usuwać rozkładających się zwłok z mojej świadomości, dlatego muszę szybko znaleźć sposób na zawarcie pokoju, a przynajmniej podpisanie paktu o nieagresji. Chociaż wątpię, by plan się powiódł.

Ja jestem jedną ze stron. Coraz bardziej poszkodowaną przez pojawienie się nowych. A jedna z nielicznych cech, które nas łączą to wola walki, pragnienie zwycięstwa i potrzeba wyłączności.

Drogę rozświetlają nieliczne błyskawice, ale burza wkrótce przerodzi się w huragan. Oby nie spustoszył zbyt wiele...