masa

Przyjemnie kojąca jednolitość szarości.

Rozebrana z większości form, uwolniona z geometrycznych, uwierających, wyrazistych ram schematów rozumienia, przelewam się z chwili na chwilę jako homogeniczna masa myśli i stanów. Wylewam się z czegoś, co było mną, mieszam z siwym, mdłym niebem, wypełniam szczeliny codzienności. Naturalnie.
Bez kolorów, bez eksplozji, z umiarkowaną przyjemnością poddaję się impulsom i zawierzam odruchom. Nie musi dziać się nic szczególnego, nie potrzeba uzasadnienia. Po wyjściu ze ścisku zdarzeń tylko rozlanie myśli aż pod mury świadomości.

To przyjemne jak zanurzenie całego ciała w ciepłej wodzie, rozluźnienie mięśni, uwolnienie myśli, lekka deprywacja. To naturalne jak działanie przy pełnej zgodności z spójnymi pragnieniami i zamierzeniami.
Mimo umiarkowanie pozytywnych symptomów -
     to nie jest dobry stan.

Bo gdy wkładam dłoń lekko odurzonej świadomości w cudownie gładką popielatą masę, wyczuwam, czym jest.
Przetrawioną, sfermentowaną tęsknotą.