..

Nie jest tak, że jestem dużo gorsza niż byłam, choć we własnym ratingu intelektualnym spadam na łeb na szyję, staję się kompletnie niewiarygodna, bo nie spełniam oczekiwań bycia interesującą i rozwijającą się. I zamiast wdrażać program naprawczy, zgadzam się by intelektualna flauta trwała. Umysł nie iskrzy nowymi pomysłami, skojarzenia gasną nim zdążą wywołać lawinowe wyładowania myśli, a przyczyna jest prosta. Nie ma paliwa. Nie podkładam materiałów wybuchowych - nie czytam, nie oglądam, nie słucham, nie dyskutuję. Blaknę i nudnieję. Nie wystawiam się też na nieoczekiwane. Takie mam poczucie, choć przecież wyjeżdżam w zasadzie co miesiąc w nowe jeszcze niepoznane, rzekomo się uczę, rozwijam pasje, chłonę, otwieram się a i tak nic nie jest nieoczekiwane. Ludzie w większości mnie nudzą i męczą, zwłaszcza nowo poznani, wycinani z tych samych szablonów pomazanych tymi samymi problemami. Jak niewielu ludzi ma dla mnie znaczenie, jak niewielu mnie nie nudzi! Przecież ja sama zaczęłam siebie nudzić. Może dlatego więcej śpię, zasypiam skazana na własne towarzystwo. Tylko kiedy patrzę na siebie z zewnątrz mam całkiem ciekawe, żywe życie i jestem szczęśliwa. Jedynie osąd jest zbyt zimny, jakbym wyłącznie rozgryzła jakie wydarzenia i działania na takie się składają, ale nie potrafiła tego poczuć i zinternalizować.

Prowadzi to do wniosku, że jedyne, co umarło, to życie wewnętrzne.

I znowu - pomimo wielu, intensywnie i - przysięgam - autentycznie przeżywanych emocji, jestem martwa w środku. Nie mam ognia.

Praca mnie męczy i też trochę nudzi, choć bluźnię tu okrutnie, bo zalet ma przecież wiele, a odrobina chęci z mojej strony (podparta większą liczbą nocnych niepłatnych nadgodzin) mogłoby przecież otworzyć nowe możliwości i rozniecić ogień. Ale prawda jest taka, że gdybym miała czysty wybór oparty tylko na czystym pragnieniu, poszłabym po prostu spać.

Czy naprawdę jestem nudniejsza niż byłam? Może po prostu odzieram się ze złudzeń, zdrapuję łuszczące się warstewki wyobrażeń na własny temat i nie ciągnę tak mocno do poziomu wyidealizowanych ambicji. Może nic się tak naprawdę nie zmienia tylko mój sposób postrzegania siebie i tylko dlatego przestałam być dla siebie ciekawym towarzystwem..