słucham


Zwykle szepcze. Ciche, ledwo słyszalne dźwięki przedzierają się do moich uszu... do wszystkich. Tak łatwo o nim zapomnieć, przyzwyczaić się, a nawet być głuchym na jego spokojne słowa. Boję się, że i dla mnie zaginą, staną się niezrozumiałe. Przecież ma jeszcze tyle do przekazania!
A on zazwyczaj może tylko słabo zaprotestować. Czasami jednak jego głos nie jest samotny. Potrafi o sobie przypomnieć, delikatnie pieszcząc twarz, bawiąc się włosami. To jednak maleńka cząsteczka jego rzeczywistych możliwości. Jeśli zechce oznajmi całemu światu, że JEST.

Byłam z nim sam na sam. Tylko my.
Nie! Było przecież wielu świadków. Setki gałęzi - ramion drzew, które wbrew woli porywał do opętańczego tańca. Gładka powierzchnia wody, gdzie jak na parkiecie zostawiał swe ulotne ślady.
Krzyczał, zawodził, skarżył się. Wściekle miotał się po otwartych przestrzeniach. Brutalnie uderzył mnie w twarz, czochrał włosy i złośliwie rozwiązywał szal, próbował go porwać. Obrzucał mnie lodowatym puchem i zmuszał go do wirowania wokół mnie, by niepostrzeżenie przycisnąć do nieosłoniętej niczym skóry.

Wybaczyłam mu wszystko. Tylko o jego przewinieniach byłam w stanie zapomnieć. Nie mogłam inaczej. Miał powód. Całą złość wyładował na mnie, niewinnych płatkach śniegu i suchych słabych gałązkach.

Jego zimny głos wyrył w mej pamięci ważne słowa. Nie będę już potrzebowała tak gwałtownego przypomnienia.

Obiecuję pilnie wsłuchiwać się w Twój zmysłowy, choćby najcichszy szept. Mów do mnie.

...słucham wietrze...