Julio Cortazar: "Gra w klasy"


„ – Zrozum Ronald – Oliveira ściskał go za kolano. – To przecież wiadome, że jesteś czymś więcej niż samą inteligencją. Na przykład dzisiejsza noc, to, co nam się zdarza teraz, tutaj, to jest jak jedne z tych obrazów Rembrandta, na których zaledwie trochę światła lśni w jakimś kącie, i nie jest to wcale światło fizyczne, to, co spokojnie nazywasz i sytuujesz jako lampę wraz z jej watami, świecami etc. Absurdem jest wierzyć, że jesteśmy w stanie ogarnąć całość tego, co nas stwarza w tym momencie, albo w jakimkolwiek innym momencie, i odczuć to jako coś sensownego, coś do przyjęcia, jeżeli wolisz. Każdy kryzys jest całkowitym absurdem, zrozum, że dialektyka może robić porządki w szafach tylko w chwilach spokoju. Przecież dobrze wiesz, że w punkcie szczytowym kryzysu działamy wyłącznie za pomocą impulsów, wbrew wszelkim przewidywaniom, robiąc najbardziej nieprawdopodobne szaleństwa. Właśnie w takiej chwili można by mówić o nasyceniu rzeczywistością, nie myślisz? Kiedy nadchodzi rzeczywistość i spada ci na głowę z całym impetem, okazuje się, że jedynym sposobem stawienia jej czoła jest całkowita rezygnacja z dialektyki, właśnie wtedy strzelamy do faceta, wyskakujemy za burę, łykamy tubki gardenalu tak jak Guy, spuszczamy psa z łańcucha, walimy kamieniami we wszystko, co się nawinie. Rozum służy nam wyłącznie do tego, aby brać pod lupę rzeczywistość w chwilach spokoju i analizować przyszłe burze, ale nigdy do rozwiązywania aktualnych kryzysów. A właśnie te kryzysy są jak metafizyczne wybuchy, stan, który – gdybyśmy nie kierowali się rozumem – byłby stałym i naturalnym stanem Pithecanthropus erectus.
– Ostrożnie, bardzo gorąca – powiedziała Maga.
– I te kryzysy, które większość ludzi uważa za skandaliczne, absurdalne, moim zdaniem służą nam do czegoś innego; do ukazania nam prawdziwego absurdu, absurdu spokojnego i uporządkowanego świata, którym na przykład jest pokój, gdzie parę osób pije o drugiej w nocy kawę, przy czym nic z tego nie ma żadnego innego sensu poza hedonistycznym, czyli poza faktem, że jest nam dobrze koło piecyka, który w dodatku tak znakomicie ciągnie. Cuda nigdy nie wydawały mi się absurdem: absurdalne jest to, co je poprzedza i to, co następuje po nich.”