kulejąc wokół retoryki


Komputer wiesza się na kablach lub zawiesza się w bezbarwnej próżni. Megalomania bezgłośnie podszeptuje, że to działanie skierowane wyłącznie przeciwko mnie. Mania prześladowcza sugeruje tymczasem, iż jest to spisek sprzętu ze skłonnościami autodestrukcyjnymi. Szum wentylatora, przefiltrowany przez umysł z urojonymi stanami lękowymi, przeradza się w złowieszczy warkot. Zgroza...
Zupełnie jak wizji przyszłości, w której zgarniam do mojego karawanu-widmo ofiary N'Av - demonicznego kierowcy "Grozy na Osiemnastu Kołach".
Ten przykrótki wstęp niedopasowany do żadnej figury... zwłaszcza retorycznej jest zupełnie bezcelowy. Mimo że metodą wolnych skojarzeń mogę go doczepić do wszystkiego.
Przechadzając się wolno, być może dotrę w końcu do meritum… O ile zdążę je sobie stworzyć. Hm... Coś się nie zgadza. Przecież ja nie potrafię się przechadzać. Tym bardziej wolno. Jedna wielka ściema.
[kurtyna - w pełni oczekiwana zmiana tematu -]
Niewykluczone, że dorosłam, ponieważ czas, a ja wraz z nim, rozpędził się na dobre. Niegdysiejszy świat ciekawie wygląda z nowej perspektywy.
Ktoś mi chyba wmówił, że uczenie się na błędach jest optymistycznym zjawiskiem. W każdym razie takie przekonanie od dawna leżało w zakurzonym mózgu. Optymistycznie, radośnie i entuzjastycznie byłoby żyć w błogiej nieświadomości, bez wprowadzania poprawek. To wygodniejsze. I odstraszające. A przynajmniej nierealne.
Chociaż muszę przyznać, że irytującym jest dostrzeżenie błędu tuż po jego popełnieniu. Kiedy już nie można niczego zmienić a poczucie klęski jest najsilniejsze. Czas rozmywa wydarzenia, gdy rozmywa emocje. Popłuczyny nie są interesujące. Dlatego "tuż po" jest najbardziej nieznośne. I jednocześnie jest jedynym możliwym wariantem.
Apogeum irytacji.
Jestem cholernie przywiązana do tego uczucia. Dlatego lubię ludzi, doprowadzających mnie do furii.
To nielogicznie.
Złość powinna sprawić, że błędy nieprzyzwoicie się parzą i mnożą jak króliki z zakodowanym w genitaliach ciągiem Fibonacciego. A to potęguje irytację...
Koło to jednak nudna figura.
Czemu z taką łatwością uznaję doskonałość za nudną?
Bo to przebieraniec wyrzucony z tandetnego balu.
(Zbyt często odpowiadam na własne pytania retoryczne.)