A często tak.

Tak, chciałbym wszystko dopowiedzieć, ale to jest nie do zrobienia. 

 Szczepan Twardoch

Czasami tak.

Gdybym wiedział, to napisałbym to wprost, a nie wiem, więc używam metafory. 

 Szczepan Twardoch

warstwy szumu

Przed snem prawie rytualnie odklejam kolejne warstwy myśli, zaczynając od najwyraźniejszych, które świadomie mocno wydzieliłam w ciągu dnia, aż do tych prawie niezauważalnych. Każdy następny dotknięty poziom jest coraz bliższy szumu. Im głębiej schodzę, tym głośniej krzyczą szumne myśli, które same się myślą w ciągu dnia i w nocy, na jawie i we śnie. A każda z nich przypomina drżący, mimo że ciężki, ołowiany liść, który wolno opada na dno umysłu. Z każdego śladu po oderwanej myśli sypie się metaliczny pył i zaczyna powoli zalegać w komórkach ciała.
Rano na początku nie ma zarysu myśli, w głowie jest tylko gęsta biała mgła, którą trzeba zdecydowanie przebić, by wstać. Są też niewiarygodnie ciężkie kończyny i sztywne mięśnie, bo ciało zawsze pamięta.
Zapominasz o ciele.

Po przekroczeniu pewnej bariery kumulacji każde kolejne, nawet lekkie obciążenie przytłacza, ale mimo zmęczenia boisz się przykucnąć, odpocząć, bo wiesz, że chwila pozornej ulgi sprawi, że już nie wstaniesz. Niewielki ciężar nie pozwoli ci się już wyprostować. A jednego jesteś pewna - nie możesz nie wstać.

mech na murach

W głowie niematerialność pustki i materialność ciemności. Naprzemiennie. Coraz szybciej. Natychmiastowo. Równocześnie w równoległych światach tożsamości.

Dotykam cię ciemności. Miękka i wciągająca, delikatnie zasysająca okruchy żywej codzienności.
Palce we włosach, opuszki przy skroniach, paznokcie na czaszce, palce w neuronach, opuszki na powierzchni myśli, całe dłonie w gęstej, mętnej, drżącej od emocji cieczy. Dopiero tam, w głębi, spokój najstraszliwszego.


Ból jest barierą, ścianą, która napiera. Im dłużej się naprężasz, napinasz, walczysz z nią, tym mocniej razi, tym głębiej przewierca. Ból jest ścianą, w którą trzeba wejść, której trzeba się poddać. Tylko tak się przekracza, tylko tak.


(Redefiniowanie siły.)

**

Rozbijam pustkę muzyką. Cudzymi oddechami wypełniam przebłyski próżni pojawiające się między skroniami. Wprowadzam niezliczone atomy z zewnątrz, ale każdy ich zbiór jest skażony drobinkami obcych idei i to też jest niezdrowe, bo całość od razu zaczyna falować w rytmie mojego czarnego czucia. Odbarwiona abstrakcja zabarwia się, zyskuje kształt, fakturę, formę. Otrzymuje ciało, oślizgłe, obłe, przed którym nie ma zamkniętych drzwi. Posiada też kończyny, ma dłonie. A z dłoni zawsze prędzej czy później wyrośnie nóż. Abstrakcja zyskuje ciało. Abstrakcja staje się człowiekiem.
Tną pierwsze skrzypce.


*

arktyczny ogień